fbpx

LABORATORIUM REJS
2013 – 2024

KINO NAD RZEKĄ

Każdego wieczoru o 19:00 zapraszamy na pokazy KINA NAD RZEKĄ mieszczącego się na statku.
ZOBACZ

Wstęp na wszystkie wydarzenia i uczestnictwo w warsztatach są bezpłatne.

Laboratorium Rejs 2017

Od rejsu statkiem do laboratorium kultury: rzecz o porcie macierzystym, cz. 1

fot. Piotr Wręga

Trwa cykl Pokazów Finałowych Laboratorium Rejs 2017; w ich trakcie ponownie odwiedzamy miejscowości, które gościły latem nasze warsztatowe jednostki pływające. Można ująć to tak, że tym razem przywozimy ze sobą już nie środowisko procesów – wiedzę, metody, narzędzia i inspiracje dla waszej nauki i twórczości – ale wyrosłe w tym środowisku owoce, w postaci waszych gotowych dzieł. Efekty waszej i naszej wspólnej pracy podczas 30-dniowego rejsu po Odrze, Warcie i Noteci poddaliśmy później ostatecznej postprodukcyjnej szlifierce, na którą zazwyczaj brak czasu i skupienia w ferworze warsztatów – tak, by mogły dojrzeć jako skończone dokumentalne etiudy filmowe pełną gębą. Od osobliwych Różnorodność oraz inwencja formalna i tematyczna, a nierzadko i humor prac powstałych w ciągu lat pływania Laboratorium nie przestają nas zachwycać, a wiele z tych filmów zostaje w nas na długo i uwielbiamy do nich wracać. Zostają również miejsca naszych portów (przez te kilka lat naliczyło się ich już trochę), każda wieś, miasto i miasteczko ze swą niepowtarzalną atmosferą, zaprzyjaźnione domy kultury, ludzie związani z tymi enklawami, miejscowe dobre duchy, pomagający nam i będący już jakby członkami tej ogólnorzecznej rodziny – wszystko to w pewnym sensie pływa z nami dalej, zawija do kolejnych portów, a my co roku, jeśli tylko znajdą się one na laboratoryjnej trasie, to uwielbiamy w te gościnne progi wracać.

No ale przecież nie pływamy z warsztatami filmowymi przez cały rok. Nie żyjemy również, jak można by mniemać, na statkach… ha! ta kwestia jednak nie jest już tak oczywista! Ci z was, z którymi spotykaliśmy się w ramach warsztatów niejednokrotnie, mogli zapewne zauważyć, że w różnych latach zdarza nam się przypływać różnymi jednostkami. Dzieje się tak oczywiście dlatego, że żadna z tych jednostek nie jest nasza i najmujemy je jedynie na czas rejsu. Taką mamy pasję, żeby pływać po rzekach – a to obok drugiej pasji, żeby wychodzić do ludzi z (mówiąc szumnie) kulturą, sztuką i edukacją, wychodzić przed szereg z czymś  wartościowym w sposób odkrywczy, tam, gdzie niewielu wychodzi. A że pasje warto integrować, stąd Laboratorium Rejs. Jednakże cała ta rzeczno-kulturalno-społecznikowsko-edukacyjno-artystyczno-piracko-awanturnicza, rozpisana na wiele osób zajawka bynajmniej nie ogranicza się do corocznej, miesięcznej przeprawy łodzią z kamerami; całe Laboratorium jest w rzeczywistości zaledwie odnogą znacznie szerzej zakrojonej akcji – akcji, której na imię Statek Kultury. Pora rozświetlić wam nieco tło tej inicjatywy i coś więcej o niej opowiedzieć: przede wszystkim o statku-matce, o naszej barce – o życiu i pracy na pokładzie, o wydarzeniach organizowanych na statku oraz o planach wobec niego; o porcie macierzystym wraz z bratnią przystanią, w której barka na co dzień cumuje; o Cigacicach nad Odrą koło Zielonej Góry, gdzie cała sytuacja ma miejsce; i wreszcie o wieloletniej ekipie przyjaciół, która bakcyla pływającego domu kultury podłapała dawno temu i która teraz regularnie spotyka się na własnym statku w Cigacicach, by wspólnie działać.

Tak się składa, że Zielona Góra to miasto, z którego pochodzę i w którym wciąż zdarza mi się bywać. Widok z cigacickiego mostu, przez który trzeba przejechać, nadjeżdżając ze wschodu (jakiś złośliwy chochlik założył przed wiekami miasto nie nad Odrą, a 12km obok na zachód), znam bardzo dobrze. Jednak nie zapomnę surrealistycznego wrażenia gdy pierwszy raz zobaczyłem barkę, z tego mostu właśnie: potężna, dostojna bryła na rzece, w ciepłych, ciemno-jesiennych barwach, tajemniczy wehikuł przybyły pod moją rodzinną miejscowość z innego świata; cała okolica, przeglądająca się w lustrze moich oczu, jakby zastygła w onieśmieleniu, jak gdyby nigdy wcześniej nie widziała czegoś takich gabarytów na tych wodach. Później oczywiście ten widok nam (i pewnie wszelkim okolicznym mieszkańcom) spowszedniał; ale jeszcze później przemalowaliśmy poszycie statku oślepiającą bielą, co znów przydało mu (zwanemu niekiedy dalej, wyłącznie dla urozmaicenia słownika, pieszczotliwie „łajbą”) aury majestatu i nieziemskiego jakiegoś wyklejenia z reszty tła. Owo cigacickie tło zaś, przez które tylekroć śmigałem mostem w jedną czy w drugą stronę, niejako przy okazji również okazało się nieznane, bo kryjące nad wyraz urokliwą nadrzeczną wieś portową – o czym miałem się przekonać właśnie dopiero dzięki łajbie, gdyż do czasu jej pojawienia się w porcie z mostu chyba nigdy nie zdarzyło mi się zejść, by ów urok odkryć.

[CIĄG DALSZY NIEBAWEM!]

(-) Michał Joniec




X