Od rejsu statkiem do laboratorium kultury – rzecz o porcie macierzystym, cz. 3
Tak więc siedzimy sobie z bosmanem portu, Romkiem Włochem, na ławeczce przed bosmanatem, a jest skwarne południe dnia lipcowego, roku 2019. Nic się w tym skwarze zacząć nie chce, takoż i ten wywiad, choć temat – jak to mówią – rzeka: dzieje portu; woda w portowym basenie błyska powabnie, a ławeczka w miłym cieniu żywopłotu. A jeszcze Darek, gorliwy cigacicki wodniak, przełazi przez zarosły powidok torów kolejowych, i do bosmana w te sprawy, mianowicie, że kicha z kranem na pomoście, że wody wężem mu na jacht nie podaje. No, to chyba w sierpniu ten wywiad zaczniemy, myślę sobie, ale Roman mówi, że później obejrzy, i tylko chwila portowej pogaduchy pod wspólną faję, i Darek idzie dalej w swoją stronę, a Roman z wolna odpala opowieść.
Opowieść powoli wypływa, z początku chaotycznie, meandrami, na szerokie wody historii Cigacic, w których Roman spędził chyba większość życia. Przy portowym parkingu mrowiem ptactwa tradycyjnie świergoli dąb dostojny, a ja do jego wtóru słucham, jak tu kiedyś, w latach 50-tych, 60-tych, niby przed nasze oczy, parowce holenderskie zawijały. Dziewięć tzw. „dużych holendrów” Polska zakupiła pod koniec lat 40-tych dla żeglugi odrzańskiej; co ciekawe, chrzczone były wszystkie imionami słowiańskich bóstw. Kupałą, Żywiją czy Swarożycem holowano węgiel, drewno, czy rudę żelaza między portem w Kędzierzynie-Koźlu a Szczecinem. Piękne, niezwykle mocne statki z charakterystycznymi płaskimi kominami potrafiły targać za sobą w majestatycznym korowodzie nawet siedem barek z załadunkiem. Cigacice stanowiły port przeładunkowy na tej trasie, piąty co do wielkości na Odrze; co znów ciekawe: chyba żadna inna wieś w Polsce nie może się pochwalić rzecznym portem przeładunkowym, a już na pewno nie takich rozmiarów. Parowce kotwiczyły barki na rzece, a same wpływały do portu, pod charakterystyczny żółty dźwig – obecnie zabytkowy symbol cigacickiego, rzeczno-postindustrialnego pejzażu. Ramię potężnego dźwigu, wpierw takoż na parę, później już na prąd, bunkrowało statki na dalszą drogę – tzn. zaopatrywało w węgiel i wodę na użytek własny – a ponadto przeładowywało towary.
Historia naszego portu ciągnie się wstecz aż w koniec XIX wieku, znaczona szlakami przedwojennych, cigacickich rodzin szyperskich, posiadaczy własnych statków handlowych i barek, które potem potopiła w okolicy II wojna światowa, by żołnierze Armii Czerwonej mogli wyławiać z dna Odry szyperskie sztaby miedzi. Po transformacji ustrojowej Port Cigacice przeszedł w prywatne ręce, które składowały i przerzucały tu najróżniejsze towary, od kosmetyków, przez zboże i cukier, po złom i kakao – które przypływały i odpływały stąd barkami, ciężarówkami, pociągami… A jednak bosman mówi o latach 90. jako generalnym rzecznym marazmie: brak zainteresowania rzeką, a „wszystkie miejscowości d..ą do Odry odwrócone” – i jakby na przekór tej aurze w 1996 roku rusza spod Wrocławia na Szczecin pierwszy flis odrzański. Nie jest oczywiście pierwszy: flis to tradycyjna forma transportu rzecznego; w dawnych czasach drewno spławiano w dół rzek w postaci tratew z powiązanych bali, długich na sto i więcej metrów. Flis Odrzański, w sposób odświętny i paradny nawiązując do tych tradycji, chce na powrót zwrócić społeczną uwagę na turystyczne, rekreacyjne, integracyjne i kulturotwórcze konteksty żeglugi śródlądowej.
Na trasie flisu – najwyraźniej naturalnym już nurtem historii – przystankiem (jednym z kilku) imprezowo-noclegowym okazują się Cigacice. Tak to już jest z tą wioską – że coś tu ten nurt rzeczny zasysa i przytrzymuje, zanim wypuści dalej. Efektem są jakieś takie fluidyczne, nomadyczne wiry – zrelaksowanej bujności, bujnego relaksu, poczucia nurtu w zatrzymaniu się. Nie bez kozery marynarz z pewnego pchacza, stary wilk rzeczny, opowiadał mi swego czasu z szelmowskim rozrzewnieniem o dawnej, cigacickiej, rozhulanej w noc sławie najżywszego portu na Odrze między Wrocławiem a Szczecinem… No i pierwszy wyczuł to Roman: począwszy od drugiego spływu, zaczął flisaków ściągać godną gościną, a rozkręcać im coraz huczniejszą, doroczną imprezę. No i jakoś tak to przesiąkło… Z początkiem XXI wieku Włoch wraz z grupką znajomych zapaleńców postanawia wybudować swoją przystań – nie w basenie portowym, ale po drugiej stronie wału, na samej rzece, między ostrogami (czyli popularnymi „główkami”) – w zaciszu odrzańskiego pejzażu i z dala od industrialnego zgiełku jednostek towarowych. Przystań zostaje ukończona w 2002 roku, kiedy nas, przyszłą załogę Statku Kultury i Laboratorium Rejs, można określić co najwyżej świeżo upieczonymi licealistami, zaś nasz przyszły statek, Ana, rozpoczyna właśnie karierę w swoim drugim wcieleniu – jako restauracja na wodzie w Gorzowie Wielkopolskim.
[CIĄG DALSZY NIEBAWEM!]
Aktualności
-
Finał laboratorium na statku we Wrocławiu
Mamy za sobą podsumowanie Laboratorium Rejs 2024.... 09 grudnia, 2024 -
Laboratorium w Wieleniu
Meldujemy, że wczorajszym pokazem finałowym w Wieleniu zakończyliśmy tegoroczny Laboratorium Rejs... 14 lipca, 2024 -
Laboratorium w Drezdenku
Na pokazie finałowym wystąpił zespół Podwójne Dno, który oczarował nas niesamowitą energią, humorem i charyzmą.... 09 lipca, 2024 -
Laboratorium w Santoku
Pokazem finałowym zakończyliśmy warsztaty Laboratorium Rejs w Santoku. 🥳... 01 lipca, 2024 -
Laboratorium Rejs 2024 na start!
W sezonie 2024, płyną Odrą, Wartą i Notecią, odwiedzimy SANTOK, DREZDENKO i WIELEŃ. Zapraszamy na warsztaty!... 11 czerwca, 2024 -
Pokaz finałowy Laboratorium Rejs 2023 w Tkalni
Pokaz finałowy to podsumowanie projektu Laboratorium Rejs, podczas którego będziemy mogli obejrzeć wszystkie filmy warsztatowe z roku 2023. ... 15 listopada, 2023