fbpx

LABORATORIUM REJS
2013 – 2024

KINO NAD RZEKĄ

Każdego wieczoru o 19:00 zapraszamy na pokazy KINA NAD RZEKĄ mieszczącego się na statku.
ZOBACZ

Wstęp na wszystkie wydarzenia i uczestnictwo w warsztatach są bezpłatne.

Santok, klucz do królestwa

Nieopodal Gorzowa Wielkopolskiego na trasie naszej podróży przycupnął malowniczo Santok: spływający ze zbocza wysokiej krawędzi Równiny Gorzowskiej, zacumowany przy samiutkim ujściu Noteci do Warty.

Zamieszkują go ludzie i bociany (zapewne też inne gatunki istot, ale bądź to jako mniejszości, bądź nie tak paradne): w gminie naliczyć można ponoć około czterdziestu zamieszkałych gniazd. Nasze Laboratorium dopływa do Santoka w tym okresie roku, gdy młode uczą się latać. Kiedy później, uzbrojeni w obiektywy, z warsztatowiczami polujemy po wsi na odkrywcze ujęcia – przy głównej drodze, gdzie kominy i słupy najgęściej są zamieszkane przez dziobate długonogi, filmujemy z zachwytem małe boćki, podskakujące nieporadnie w gniazdach nawet na dwa metry, niby jakieś niesłychanie zawzięte pokraki w grząskiej galarecie dojrzewania. Musi minąć wiele dni, nim podskok przemieni się w lot (na krótko przed tym wydarzeniem dzioby boćków w sposób magiczny i błyskawiczny zmieniają kolor z czarnego na czerwony) – i nim sekwencje ujęć obrócą się w film.

Laboratoryjną jurtę rozbijamy tuż przy malutkiej, ledwie zarysowanej w przybrzeżnych zaroślach cumowniczymi słupami przystani – na terenie rozległego wypoczynkowego skweru. To modelowe schronienie mongolskich koczowniczych plemion jest swoistym symbolem naszej koncepcji nomadycznych warsztatów. Jurta służy za siedzibę KINA NAD RZEKĄ – wieczornych pokazów filmowych: prac warsztatowych z poprzednich edycji rejsu, ale też specjalnej selekcji kina dokumentalnego z różnych stron świata.

Wśród grup młodzieży przewijających się na projekcjach poznajemy Maksa – młodego miejscowego bystrzaka o lekko prowokatorskim zacięciu, który dorabia wakacyjnie, na pobliskich wykopaliskach archeologicznych. Maks stanie się bohaterem jednego z naszych filmów, oraz wtyczką do mikrokosmosu santockiej historii.

W południe drugiego dnia pobytu we wsi, rozbudowując w głowach tło etiudy o Maksie, wyruszamy spacerem na rozpoznanie terenu wykopalisk. Prowadzone są na grodzisku, czyli pozostałościach po piastowskim grodzie, które znajdują się po przeciwnej, niż obecna miejscowość, stronie Warty. Lipcowe słońce skwierczy, nielotne bociany podskakują gdzieś pod chmury nad głowami, a rozochocone suchym upałem, wszędobylskie pyłki traw dają się okrutnie we znaki nosom i oczom alergików.

Przeprawą promową przez rzekę na teren grodziska zajmuje się miejscowy rzeźbiarz, którego pobliski ogród na wzniesieniu porastają przedziwne wytwory jego rąk. Umawiamy się z nim na godzinę powrotu i zostawia nas na drugim brzegu, odpływając swą łodzią po szerokim, spokojnym łuku.

Dla niewprawnego oka miejsce grodu nie przedstawia sobą żadnych szczególnych sensacji – ot, jakby ciągnące się przez okazałą łąkę wały ziemi, porośnięte zielenią. Docieramy do grupki ludzi pośrodku owego „niczego”: okazuje się, że to zespół archeologów stoi nad jednym ze stanowisk odkrywkowych. Wygląda to jak przygotowany grób dla wielkoluda; właśnie z takich dołów Maks pomaga naukowcom wygrzebywać istne skarby odległej przeszłości: fragmenty ceramiki, kości hodowlanych zwierząt czy groty strzał.

Mimo, że alergia zalewa mi oczy, postanawiam przeprowadzić wywiad z kierującą badaniami dr Kingą z poznańskiego instytutu PAN. Przed bezlikiem pyłków i wykopaliskowych perypetii chowamy się do samochodu – spokój i cisza miękko obitego wnętrza dość  zaskakująco osiada na rozpalonej, rozskakanej w bocianich gniazdach, rozedrganej milionem owadów patelni tego dnia. Początkowo nieśmiała, Kinga stopniowo zaczyna rozpościerać przede mną równie zaskakującą wizję dziejów Santoka.

Gród ten od połowy X wieku był niewiarygodnie (zerkam przez szybę na cichutką wieś za rzeką) dużym i ważnym ośrodkiem w strukturach pierwszego państwa piastowskiego. Istniejącą tu od VIII w. prężną przedchrześcijańską osadę handlową Piastowie przejęli, odkrywszy w niej kluczowe znaczenie strategiczne dla swych ziem: w owych czasach szlaki rzeczne stanowiły podstawową siatkę połączeń komunikacyjnych, a leżący u styku rzek Santok, poprzez Noteć, Wartę i dalej Odrę, stanowił bramę centralnej Wielkopolski do Pomorza i Bałtyku, a także między dorzeczami Wisły i Odry (Gall Anonim opisał Santok jako „klucz i strażnicę państwa polskiego”). Gród stopniowo zyskiwał więc ogromną rangę militarną, handlową i administracyjną, zostawszy się w XII w. kasztelanią i opływając przez setki lat w bogactwo – tym samym jednak stając się przedmiotem zaciekłych bojów między Piastami, Brandenburczykami, Pomorzanami, Krzyżakami i Joannitami. Wyszarpywany z rąk do rąk, przetrwał mimo burz aż do XV wieku, kiedy to, wymęczony, gród w końcu opustoszał.

Dziś jego łąkowe zacisze, polowa siedziba koni, krów i bąków, bardziej może współbrzmi z czułą obojętnością oplatających go rzek. Tak czy inaczej, był to jeden z najrozleglejszych i najdłużej funkcjonujących grodów piastowskich. Można śmiało użyć sformułowania „Gorzów pod Santokiem”, nie na odwrót – bo tak mniej więcej sprawy się miały, gdy w XIII wieku powstawał Gorzów.

Cóż, nas jednak mimo wszystko od dostojeństw grodów bardziej nęci odwieczny spływ rzeki… a dzioby naszych łodzi nabierają jak gdyby czerwonawego odcienia…

Aktualności




X